wtorek, 28 grudnia 2010

Sałatka z bitą śmietaną

To jest hicior wśród sałatek. Doskonała do wędlinki - pyszna z samym chlebkiem.
Robię ją już od dawna i wciąż rozdaję przepisy. A prosty ci on, ten przepis znaczy jak mało co.

SKŁADNIKI:
10 jaj ugotowanych na twardo i pokrojonych w 8
średni słoik ogórków korniszonów pokrojonych w cienkie plasterki (ja to robię na małej szatkownicy)
2 średnie cebule pokrojone w kostkę i sparzone
pojemniczek śmietany 30% kwaśnej dobrze schłodzonej -ten większy- można dać niecały
średni słoiczek majonezu- używam osobiście tylko Kielecki - ale dacie jaki kto lubi
jedna czubata łyżeczka koncentratu pomidorowego z puszki np. Pudliszki
sól pieprz i cukier do smaku

Jaja, ogórki i cebule wrzucić do miski- w osobnym naczyniu ubić na sztywno śmietanę dołożyć majonezu ( w zależności jak lubicie cały lub większe pół słoika) do tego dodać przecier pomidorowy i połączyć delikatnie mikserem. Sos śmietanowo-majonezowy doprawić do smaku szczyptą cukru, solą i pieprzem. Zalać nim przygotowane jajka wymieszać delikatnie i wstawić do lodówki. Sałatkę robimy niedługo przed podaniem ale proszę się nie obawiać nie podchodzi wodą i naprawdę jest doskonała w smaku. To jest duża porcja - można ją oczywiście modyfikować wg potrzeb.




środa, 22 grudnia 2010

Boże Narodzenie 2010

Maleńka Miłość w żłobie śpi
Maleńka Miłość przy Matce Świętej
Dziś cała ziemia i niebo lśni
Dla tej Miłości Maleńkiej


Nadchodzi czas Świąt Bożego Narodzenia – życzę więc
Wam drodzy moi zdrowia, spełnienia marzeń,
oraz tej cudnej umiejętności dostrzegania piękna
w codzienności i w drugim człowieku.

Radosnego przeżywania świątecznych chwil w gronie najbliższych oraz wkroczenia z nadzieją w Nowy Rok.

Z serdecznymi uściskami
Agata

 

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Sernik franciszkański

Zajęta jestem do granic możliwości- pracą, domem, zakupami i ... katarem, który rozczęstowała w domu mamunia. Jedynie ślubny się wybronił- choć po porannym basenie wieczorem kichał siarczyście, więc pewnie i on się podda.
Mimo nawału obowiązków postanowiłam wrzucić pewien smakołyk którym można uraczyć świątecznych gości. Odrobina wprawy potrzebna przy manipulacji ciastami- niektórzy się skarżyli że kruche jest bardzo kruche- no kurka siwa jak kruche to kruche i już - ale jak widać na fotkach poniżej idzie nad nim zapanować
Przepis pochodzi z pewnej zaprzyjaźnionej kuchni z klasztoru franciszkańskiego.
Serdecznie polecam- ciasto jest naprawdę przepyszne.

Ciasto kruche: 
45 dkg mąki
4 żółtka
3/4 szkl cukru pudru
25 dkg margaryny
1 łyżeczka proszku do pieczenia


Ser:
1kg sera (mielony dwukrotnie lub z wiadereczka)
40 dkg cukru
25 dkg masła (lub pół na pół z margaryną)
10 jaj
1 łyżka mąki kartoflanej
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
cukier waniliowy

Masa: 
2 żółtka
1/2 szkl cukru pudru
1 łyżka mąki kartoflanej
1 łyżka mąki zwykłej
1 szkl wrzącego mleka
1/2 kostki masła lub margaryny


powidło śliwkowe

Polewa:
10 dkg margaryny
10 dkg cukru pudru
2 łyzki mleka
2-3 łyżek kakao
1 łyżka mąki kartoflanej



Ciasto kruche: Z podanych  składników zagnieść ciasto  i upiec dwa placki.
(20 min w 180* C)

Ser: Masło utrzeć z cukrem na puch, dodawać po jednym żółtku oraz łyżce sera. Dokładnie utrzeć, na końcu dodać proszek do pieczenia mąkę i cukier waniliowy oraz pianę z ubitych białek.Ciasto wylać do formy i upiec. Po wystudzeniu wyjąć na deseczkę.

Masa: Żółtka, cukier puder i obie mąki utrzeć dokładnie. Do utartej masy dodawać po odrobinie wrzące mleko i ciagle mieszać rozprowadzając składniki. Po dokładnym wymieszaniu budyń zagotować - ciągle mieszać aby nie przywarł do dna garnka.
Nastepnie należy go dobrze wystudzić i utrzeć z 1/2 kostki margaryny


Polewa czekoladowa  Wszystkie składniki połączyć ze sobą w garnku- postawić garnek na małym ogniu i mieszając doprowadzić do jednolitej czekoladowej masy
UWAGA! - nie dopuszczać do wrzenia -tylko rozpuścić na ciepło - przestudzić
Polewa ma szklisty czekoladowy kolor i pięknie zastyga. Polecam.


Złożenie ciasta Jeden placek kruchy posmarować powidłem śliwkowym, nałożyć upieczony ser, nastepnie posmarować go masą budyniową, na masę wyłożyć drugi kruchy placek. Całość oblać polewą czekoladową.





niedziela, 5 grudnia 2010

Żurek Staropolski

Będzie o żurku - u mnie w domu potocznie mówi się barszcz biały- gotujemy go w kilku odmianach z grzybami , czysty, z jajkiem i kiełbaską, a ten o kórym chcę napisać jest najlepszy. Ups może inaczej zaraz na drugim miejscu po barszczu który gotuje moja mama na Wigilię - ale taki występuje tylko raz w roku a dokładniej chyba raz w roku smakuje najwyborniej.
Wracając do mojego żurku - przepis spisałam kilkanaście lat temu oglądając program kulinarny- "Gotowanie na ekranie"- prowadzony przez Adriannę Godlewską- prywatnie żonę Wojciecha Młynarskiego. Żurek ma bardzo tradycyjną nazwę, a gotuje sie go nader nowocześnie - bo w szybkowarze. Można rówież użyć zwykłego garnka ale polecam szybkowar gdyż zaobserwujecie dwie podstawowe zalety - pierwsza to krótki czas gotowania, a co najważniejsze to aromat który nie uleci z parą tylko pozostanie w naszym barszczyku.
A zatem do dzieła. Dla chętnych podaję przepis na kiszenie żurku -także spisany z programu - sama korzystam z gotowca o nazwie Żurek Śląski i jego używam do gotowania.

Kiszenie żurku
4 łyżki mąki żytniej
2 łyżki mąki pszennej
3-5 ząbków czosnku
kromka suchego czarnego chleba razowca
ziele ang., liść laurowy, czarny pieprz, woda
Po 4 dniach przecedzić i zakwas gotowy.

Żurek Staropolski
Składniki
25dag wołowiny
25dag pachnącej wiejskiej kiełbaski
2 średnie cebule
pieprz, sól, wegeta, 2 kostki rosołków z drobiu, 2-3 ząbki czosnku
5 dag suszonych grzybów
kiszony żurek
mały pojemnik słodkiej śmietanki 30%

Drobno pokrojoną cebulę podsmażyć, osobno podsmażyć pokrojone na kawałki mięso i pokrojoną kiełbaskę. Zagotować ok 3-4 l wody z kostkami rosołowymi wrzucić do niej wypłukane w ciepłej wodzie grzyby, mięso, kiełbasę i cebulę - zamknąć szybkowar i gotować na wolnym ogniu ok 30 min. Po tym czasie zestawić szybkowar z ognia i poczekać aż ostygnie i spadnie nieco ciśnienie wewnątrz garnka. Po czym otworzyć zawór bezpieczeństwa i wypuścić reszki nagromadzonej pary. Następnie otworzyć szybkowar, doprowadzić zawartość powtórnie do wrzenia. Znad zakwasu zlać nieco płynu, a pozostałą mąkę dobrze wymieszać i wlewać powoli mieszając do gotującego się wywaru. Użyć tyle aby powstał lekko zawiesisty barszcz, spróbować jeśli jest za mało kwaśny należy dodać nieco zakwasu który nam pozostał. Kwaśność i gęstość żurku ustalamy wg własnego uznania. Zestawić garnek z ognia, wrzucić pokrojony drobno czosnek, doprawić słodką śmietanką, dosmaczyć czym kto lubi i na koniec posypać zielonym koperkiem.
Do żurku bardzo pasuje smażony boczek lub słoninka- pieszczotliwie nazywana przez nas pypkami.
Pypki nie są konieczne ale... cóż wart jest żurek bez pypek :(
Naprawdę jest pyszny, aromatyczny i rozgrzewa jak mało co!



Smacznego!

---------------------------------------------------------------
Szukając informacji o Pani Adriannie Godlewskiej znalazłam notkę o tym, że wydała teraz książkę pt. "Życie kochanie i gotowanie"


- oto krótka recenzja:
Zapiski z kuchnią w tle, to książka, po którą sięgną z ciekawością entuzjaści tamtego pamiętnego telewizyjnego programu. Barwną opowieść o minionych latach, pełną anegdot i iskrzących się humorem obrazków z artystycznego świata, wrażeń z dalekich podróży - do Paryża, Nowego Jorku, refleksji nad kolejami własnego życia, spaja żywioł kucharzenia: pieczenia, smażenia, duszenia, zagniatania, wekowania, nastawiania. Więcej, tekst narracji Autorka inkrustuje praktycznymi przepisami, które są tak ciekawe i oryginalne, że domagają się przerwania lektury i natychmiastowego testowania...


Ja już ją zamówiłam :) ... u Świętego z siwą brodą.

piątek, 3 grudnia 2010

Pychotkowe batoniki

Przepis pochodzi z programu Ewy Wachowicz "Gotuj z Ewą" - często je oglądam i równie często testuję- są takie przepisy które raz wypróbowane - zostały u mnie już na zawsze. Tak było z tymi pysznymi batonikami. Polecam je szczególnie dla dzieci bo są pełne smacznych bakalii  ale i dorosłe łasuchy powinny być zadowolone.

SKŁADNIKI:
125g masła                            
1/2 szkl. drobnego cukru       

cukier waniliowy
2 łyzki kakao
2 łyzki miodu

garść orzechów laskowych
garść orzechów włoskich
garść rodzynek
kilka suszonych śliwek
nieco smażonej skórki pomarańczowej nie za dużo
(w oryginale jej nie było ale świetnie się wpasuje w smak)


250g płatków kukurydzianych Corn Flakes z miodem i orzeszkami
----------------------------------------------------------------------
Cukier połączyć z masłem na gorąco- dodać cukier waniliowy, miód i kakao. Razem wszystko zagotować i zestawić z ognia. Do masy dodać pokrojone orzechy, rodzynki i kilka pokrojonych suszonych śliwek ewentualnie dla aromatu nieco skórki pomarańczowej jeśli ktoś ją lubi.
Na koniec wsypać płatki kukurydziane - wymieszać delikatnie aby pokryły się czekoladą.
Średniej wielkości deczkę wyłożyć papierem do pieczenia tak aby papier wystawał ku górze. Masę przełożyć na blaszkę wyrównać, przykryć arkuszem papieru pieczeniowego , na to postawić drugą taką samą formę którą następnie należy czymś obciążyć aby pychotka była zwarta. Pozostawić całość najlepiej do drugiego dnia. Po czym wyciagamy nasze ciasto i na papierze na którym stygło, możemy je pokroić w chrupiące, pyszne batoniki.



Smacznego!

czwartek, 2 grudnia 2010

Jak ładnie opakować prezent.

Zawsze lubiłam wymyślne opakowania i serce mi się ściskało jeśli ktoś dobierał się do prezentu nie zważając na to  jak jest opakowany. Lubię taki mały rytuał oglądania podarunku przed rozpakowaniem i takiego dawania radości osobie od której coś dostałam- uważam że to bardzo miłe i naprawdę potrzebne.
Torebeczkę zrobiłam  pod zamówienie dla kogoś kto wyjechał na długo za Wielką Wodę. Może posłużyć za schowek na kasiorkę lub jakiś np złoty drobiazg. Jest misterna i delikatna, a to przecież tylko papier. :)


wtorek, 30 listopada 2010

Róża taka "dmuchnięta"

Powstało ostatnio kilkadziesiąt kartek - pojechały sobie na wystawę do Poznania szukać, mam nadzieję nowych włascicieli-niestety nie wszystkie zdążyłam obfocić w dobrym świetle- ale jak to bywa u mnie często zdarza mi się powtórzyć to co już zrobiłam więc na pewno każdy wzór wart zatrzymania w kadrze doczeka się nowej dobrej fotki
Z tej jak ja to określam "dmuchniętej" róży jestem szczególnie zadowolona- wyszła naprawdę ślicznie- a skoro jestem szczególnie zadowolona - to czemu jej nie pokazać światu...







--------------
Mam do wrzucenia porcję nowych przepisów, które jak szalona testuję i o dziwo wychodzą smaczności- wniosek z tego taki, że trzeba brać przepisy od sprawdzonych osób- staram się jak mogę :)
Wkrótce się tutaj z Wami podzielę tym co zdobyłam.

niedziela, 14 listopada 2010

POMARAŃCZOWIEC

Dlaczego "Pomarańczowiec"- po pierwsze dlatego, że nie miał ładnej nazwy- bo był określony zwykłym "Pysznym ciastem" co mnie nigdy nie zadowala aczkolwiek jest na wstępie pewną cenną wskazówką- można się spodziewać czegoś dobrego - po drugie dość istotnym składnikiem jest sok pomarańczowy - i sprawę z nazwą mamy wyjaśnioną.
Powstał w piątek i jak na zawołanie pojawili się wieczorem goście w liczbie dwóch sztuk osobistych teściów + domownicy daliśmy mu radę - ostał sie do porannej sobotniej kawy tylko skrawek- co świadczy, że warto się pokusić o jego zrobienie. A zatem do  rzeczy.

Biszkopt:
4 jajka
16 dag cukru kryształu
16 dag mąki
1 mała łyżeczka proszku do pieczenia
Białka ubić na sztywną pianę, utrwalić cukrem - dobrze ubić - mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia i przesiewając przez sitko wymieszać delikatnie z masą jajeczną. - Upiec na dużej blaszce- 180 st przez 20-25 min. - biszkopt ma być raczej cienki.

Budyń pomarańczowy:
1 litr 100% soku pomarańczowego
3 budynie śmietankowe
ew. 1/4 szklanki cukru krzyształu do smaku
Budyń ugotować na soku pomarańczowym i jeszcze dobrze ciepły wyłożyć na upieczony biszkopt.

Na ciepłym budyniu ułożyć 2 paczki delicji wiśniowych - lekko je wcisnąć

2 galaretki pomarańczowe rozpuścić w 1 szklance wrzątku - wystudzić
2 "Śnieżki" ubić na sztywno z 400 ml mleka na koniec małymi porcjami dolewać chłodną galaretkę pomarańczową dobrze zmiksować i wylać na zimny juz budyń


Wg przepisu na opakowaniu rozpuścić 2 galaretki wiśniowe - tężejącą galaretkę wylać na wierzch ciasta.
Ciasto ma winny smak- jest naprawdę dobre - co zasugerowałam na wstępie.
Smacznego!

 
 

piątek, 22 października 2010

Co mi po lecie pozostało czyli o tym jak szukam pocieszenia i o pewnej Cioci Poci.

               Wiem to na pewno już od dawna - odkąd mówi  się o tym głośno- jestem klasycznym przykładem depresji zimowej- krótki dzień- ciemność kiedy wstaję rano i szybko zapadający wieczór działają na mnie przygnębiająco- w dzień pełna energii - wraz z zachodem słońca marnieję jak roślina bez wody. I czekam, czekam niecierpliwie do pierwszego śniegu takiego z mrozem co to spadnie i zostaje- otula wszystko i daje poczucie takiego porządku rzeczy mimo wszystko - jesień , zima itd
Nie lubię tej szarugi, która teraz przed nami, zwłaszcza, że niestety muszę co rano wychodzić z ciepłego domu- odliczam czas do Świąt - już od miesiąca wpadam w wir planowania i przygotowywania ozdób i kartek- co roku obiecuję sobie że narobię ich na tyle dużo żeby starczyło i co roku jest ich za mało- i ciągle sobie postanawiam zabiorę się za to wcześniej- ale bez przesady myślę sobie, żeby w sierpniu dziubać Boże Narodzenie? - choć zdarzyło mi się kilka razy robić ażurowe pisanki w lipcu- więc...
Ale nie miało być o BN - o tym nieco później - miało być o moich letnich ostatkach.
Właśnie takiego określenia należy użyć na to co wydarzyło się niedzielnego popołudnia- robiąc w sobotę porządki w ogrodzie zauważyłam, że na krzakach malin są jeszcze czerwone dojrzałe owoce, a wśród gęstego listowia poziomek wychylają się dorodne, dojrzałe jagody- grzechem byłoby je tam zostawić tym bardziej, że wkrótce rośliny zostaną wycięte - korzystając więc z ciepłej pogody zabrałam się za zerwanie tych smakowitych resztek wzięłam ze sobą aparat coby uwiecznić te słodkie chwile -widok ostatnich

malin





poziomek



i pachnącej lawendy




i na koniec powstało coś pysznego


Przepis na niezawodne chrupiące gofry - takie jak pamiętam z dzieciństwa kiedy mama zabierała mnie na zakupy do pobliskiego miasteczka i zawsze kiedy tylko można było chodziłyśmy do tzw Okrąglaka na takie właśnie gofry- tamte polane były bitą śmietaną i ozdobione kleksami  jasnego dżemu. Mniaaam .......
Moje są z pyszną pianką Cioci Poci.

Gofry:
30 dag mąki
0,5 l mleka
5 dag cukru pudru
szczypta soli
10 dag roztopionego masła
2 jaja
pół łyżeczki proszku do pieczenia- takie małe pół :)

wszystkie składniki dobrze zmiksować - dokładnie i na tyle długo aby otrzymać ciasto o konsystencji ciasta naleśnikowego-


odstawić na 15 -20 min aby sobie odpoczęło-posmarować gofrownicę olejem i dobrze rozgrzać - następnie wlewać porcje ciasta i smażyć rumiane gofry

Pyszna Piana Cioci Poci

1 szkl miękkich owoców (truskawki, maliny, poziomki)
1 szkl cukru kryształu
2 białka

wszystkie składniki wrzucić do miski i miksować nieustanne przez ok 15 min- do uzyskania sztywnej pachnącej piany - takiej jak na fotce - przypominającej w wyglądzie i smaku bitą śmietanę
Pianą można napełniać także babeczki, rurki francuskie itp-


Muszę na koniec wspomnieć o mojej Ciotce od której dostałam ten przepis. Owa Ciotka była to (już niestety nie żyje od 17 lat)  osoba słusznej postury jak przystało na jej zamiłowanie do jedzenia. Wysoka, postawna z tuszą która tak bardzo do niej pasowała, że nie wyobrażam jej sobie inaczej.
Miała pogodny charakter, cięty dowcip, uwielbiała gotować i robiła to szybko, sprawnie, a do tego przepysznie. Piekła ciasta, przyrządzała różne mięsiwa, lepiła pierogi na 100 sposobów - była wszechstronna i co najciekwsze swoją książkę kucharską miała w głowie. Nazywaliśmy ją Ciocia Pocia.
Miała też jedną jakże miłą przypadłość - lubiła karmić innych, a w szczególności dzieci- żaden dzieciak większy czy mniejszy nie mógł biegać i bawić się głodny - karmiła swoje wnuki, a przy okazji resztę rozwrzeszczanej bandy.
Wychodziła przed dom - niosąc tacę pełną jeszcze ciepłych babeczek wypełnionych właśnie taką białkowo-owocową masą - o mamuniu jakie to było pysneeeeeee!!!

piątek, 8 października 2010

Zaproszenia


coś ostatnio mam szczęście do robienia zaproszeń najpierw były chrzciny jedne po drugich- małą Hanią Bóg już w pełni się opiekuje


malutka Zuzia czekać będzie do 17 października- mama Zuźki wybrała inny wzór ale kiedy zobaczyła ten ze zdjęciem - prędziuchno fotkę małej przygotowała i poprosiła o podobne :)


narzędzia jeszcze dobrze nie ostygły kiedy koleżanka zadzwoniła i zamówiła zaproszenia na Dzień Edukacji Narodowej- tzn w domyśle na wczoraj- 1.00 w nocy mi piknęła na budzikowym wyświetlaczu kiedy skończyłam - a to moja niestety nie jedyna zarwana nocka w ostatnim czasie- muszę z lekka wyhamować- bo mi w ciągu dnia serducho niebezpiecznie od umęczenia stuka - ale grunt że się udało na szybko coś wymyślić - oszczędnego w formie -niebanalnego- i wiem, że trafiłam w gust odbiorcy- a to miód na serce i skrzydła u ramion


Mój Silver

wrrr.... bobo zeżarło mi pół gotowego posta
ale nic to spróbuję pozbierać swoje myśli jeszcze raz-
długo się zastanawiałam, wybierałam - który to wzór jest ten najpiękniejszy i najbardziej  przypadł mi do gustu i... zostałam zmuszona do szybkiej decyzji przez koleżankę- otóż "banda" nawiedzonych hafciarek od czasu do czasu robi hurtowe zakupy muliny DMC w USA - po takiej propozycji-  DMC prawie za darmochę sprężyłam się w sobie i wybrałam Silverowy temat- tzn temat o ile mi wiadomo w tej serii jest jeden tzn- kwiaty, kwiaty, kwiaty...- podjęłam szybką decyzję jakiego rodzaju to będą kwiaty i powolutku moim własnym tempem owe roślinki sobie powstają - a więc materiały to mulina DMC i mój ukochany len- na którym maleńkie xxx to po prostu poezja...

sobota, 2 października 2010

Dzisiaj odeszło lato




Definitywny koniec lata. Zawsze o tym tak myślę, kiedy widzę odlatujące ptaki. Serce mam ściśnięte żalem za tym co minęło- za ciepłem, zielenią, mnóstwem kwiatów ich odurzającą wonią kiedy wieczorem siedząc na tarasiku odpoczywam i mogę te zapachy chłonąć całą sobą. Tęskno mi i smutno kiedy widzę bociany jak się zbierają do drogi- w tym roku gniazda opustoszały dość szybko i nawet nie wiem kiedy te wpisane w polski krajobraz ptaki zniknęły uciekając przed zimą. Na całe szczęscie tego nie widziałam - na całe szczęście :)

Ale żurawie zobaczyłam - wczesnym popołudniem dwa klucze jeden za drugim płynęły w powietrzu na południe- tam gdzie będa mogły spokojnie przezimować i mam nadzieję, że uda mi się zobaczyć je wiosną kiedy będą wracały i że się rozczulę i rozpłaczę, że... wiosna przyszła - nareszcie...